Namieszaliśmy Wam trochę w głowach 😜? Nie taki był nasz cel. Wiadomo, że większość osób z świata e-bike, chciałoby przynajmniej dwa różne rowery elektryczne. Jeden lekki, taki „do polatania” (dosłownie i w przenośni), a drugi, jako turbo-maszynę do „podzikowania”, oczywiście w tym bezpiecznym i pozytywnym tego słowa znaczeniu. Czasami jednak nie da się i stoimy przed trudnym wyborem. Najlepiej będzie w takim przypadku zwrócić uwagę na swoje aktualne potrzeby i stan portfela. Wziąć kartkę papieru, spisać za i przeciw, otworzyć excel i podliczyć koszty. Jedno jest pewne, że z elektrykami się „nie żenimy”. W tym roku jest ten, w drugim może być i inny, a ba może i drugi, trzeci do kolekcji. Od czegoś trzeba zacząć. Ja jestem mega zadowolona z posiadania tego systemu, spełnia on moje wszystkie oczekiwania. Powiem więcej chętnie trzymałabym na półce taki jeszcze jeden w razie „w”, gdy mój aktualnie używany będzie w serwisie. Chodzi o to by nie być zamrożonym w sezonie, nie mając roweru, bo jest np. w serwisie. Tak często jest z rowerami tymi fabrycznymi. Stąd też dobrze jest mieć na półce przynajmniej części zapasowe do tego silnika, żeby nie czekać, gdy będzie awaria. Lepiej mieć i nie potrzebować, niż nie mieć, a potrzebować 😉. Na szczęście ja mam Marka, który dba o to wszystko, ale warto też jest rozejrzeć się za takim serwisem, jeśli samemu się nie chce tym zajmować lub np. nie ma czasu.